Do zrobienia tej potrawy zainspirowała mnie, któraś z książek o kuchni śródziemnomorskiej, a dokładnie jeden przepis w którym połączono mięso z silnym i charakterystycznym aromatem i smakiem ryby jaki daje anchois. Od razu wiedziałem, że to przepis dla mnie, bo zestaw ryba – mięso w jednym daniu wprost uwielbiam więc trochę go zmodyfikowałem i przystąpiłem do działania. Z mojego doświadczenia wynika, że anchois nie cieszy się w naszym kraju jakimś specjalnym powodzeniem, ale polecam się jednak przełamać, pozbyć uprzedzeń i spróbować, bo danie jest tego warte. W najgorszym przypadku będziecie mieli pewność, że anchois nie lubicie.
Przygotowanie:
Namoczyć bułkę w mleku, odcisnąć z jego nadmiaru i połączyć z mięsem, posiekanymi ziołami, jakiem, czosnkiem, parmezanem, solą, pieprzem i taką ilością tartej bułki, żeby masa do lepienia pulpetów nie była zbyt rzadka. Wszystko zależy od tego jakie mięso kupimy, tzn. czy będzie miało w sobie wodę oraz od wielkości jaja. Mając gotową masę, formujemy kulki, spłaszczamy je na cienkie krążki i smażymy kilka minut na dużym ogniu do zrumienienia. Następnie układamy w żaroodpornym naczyniu dodając na wierzch plasterki pomidora, mozzarelli, anchois i zapiekamy ok. 10 min.w temperaturze 180 stopni. Gotowe.
Można je podać z sałatą i bagietką, albo tak jak zrobiłem to ja na sosie pomidorowym z małą łyżką warzywnego risotto do smaku. Przepisu na włoski sos pomodoro nie podaję, żeby nikogo nie urazić:) Czerwone wino będzie jak najbardziej na miejscu i wcale nie musi być włoskie.
Składniki dla czterech osób:
450g mielonej wołowiny
1 kula mozzarelli
2 średnie pomidory
1/2 suchej kajzerki namoczonej w mleku
2 wyciśnięte ząbki czosnku
½ kubka startego parmezanu
3 łyżki posiekanej drobno świeżej bazylii
1 łyżka posiekanej natki pietruszki
niecałe jajko
anchois do podania
sól pieprz, oliwa do smażenia
Dania jeszcze nie próbowałam, ale Luigi Bosca Malbec to z pewnością świetny wybór :-)
OdpowiedzUsuńHmmm....A skąd znasz to wino, jeśli mogę zapytać?
OdpowiedzUsuńTo ulubione wino mojego męża Argentyńczyka... Kto był w Argentynie, wie co znaczy Luigi Bosca :-)
OdpowiedzUsuńjesteś niemożliwy, poprostu wproszę sie do Ciebie kiedyś na obiad :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuń