Ta sałatka to prawdziwa bomba smaku i świeżości, zawiera
mnóstwo białka, witamin, a do tego niewiele kalorii. Jest dobrym przykładem na
to, że zdrowe jedzenie wcale nie musi pochodzić od regionalnych dostawców. Wół
może i był z mazowieckiego, chociaż i to niekoniecznie. Cała reszta za to przyleciała
raczej samolotem i to z bardzo daleka. Pewnie, że byłoby fajnie wesprzeć lokalnych dostawców,
ale najpierw musieliby zacząć pewne rzeczy produkować. Na szczęście, żeby zjeść
azjatyckie danie biletu na samolot kupować nie trzeba. Proporcje podałem trochę na oko, bo w końcu trudno byłoby
precyzyjne policzyć listki bazylii na przykład, czy krople limonki. Trzeba po prostu
zdać się na smak.
Przygotowanie:
Wołowinę posiekać w cieniutkie paski w poprzek włókien i
wymieszać ją z sokiem z limonki.
Trawę cytrynową obrać ze zdrewniałych części, pokroić ją na
najcieńsze jak to możliwe plasterki i dodać do wołowiny. Całość wymieszać z
pozostałymi składnikami; miętą, chilli tajską bazylią i kiełkami fasoli.
Wymieszać z dresingiem i od razu podawać.
Składniki dla dwóch
osób:
sok z ½ limonki
dwie, trzy duże garście kiełków fasoli
spora garść listków świeżej mięty
spora garść listków świeżej bazylii tajskiej
świeża papryczka chilli wg uznania
ok. ½ łyżeczki pasty z krewetek
łyżka cukru trzcinowego
kilka łyżek sosu rybnego
kilka łyżek wody
Czyli praktycznie jemy tą polędwicę na surowo, sparzonoą jedynie sokiem limonki?
OdpowiedzUsuńRobiłam tuńczyka w sosie z cytryny, ale marynował sie przez noc...
Tatar naszych czasów?
No, surowe. Ale powiedziałbym raczej, że to takie azjatyckie carpaccio:)
OdpowiedzUsuńTo musi być przepyszne! Tylko ta pasta z krewetek trochę śmierdząca musi być:)
OdpowiedzUsuń